sobota, 7 lutego 2015

Tu i teraz.

               
             
              Moim przekleństwem jest jeden fakt – moja egzystencja na świecie  nie znosi żadnej określonej czy nawet nie, hierarchii. Stale miewam wrażenie, że czas płynie bardzo wolno, a ja stoję w nieodgadnionym miejscu otoczona czarnymi twarzami. Mój świat nie ma kolorów jest wszechobecna monotonia.  Wspomnienia.  Dla jednych ważny aspekt życia powodujący, że chęci do życia których niewątpliwie brakuje odnajdują się. Jeśli chodzi o mnie wspomnienia są gwoździem do dębowej trumny. Moja dusza była uzależniona od duszy drugiego człowieka, a dokładnie rzecz biorąc byłam, a nawet jestem uzależniona od tego jak postrzegają mnie inni.


                Kiedyś, całkiem niedawno postrzegano mnie jako dusze towarzystwa. Wiecznie uśmiechniętą, młodą dziewczynę która tonami pochłaniała bezpestkowe winogrona. Byłam roztrzepaną Matyldą. Zodiakalnym strzelcem. Grudniowym dzieckiem zimy.  Moje życie z dnia na dzień zaczęło cichnąć.  Lubiłam żyć ciągle w biegu, od spotkania do spotkania. Od imprezy do imprezy. Myślałam, że otaczam się w kręgu przyjaciół którzy będą stać za mną murem i oddadzą za mnie życie. Okazało się, że właśnie Ci najbliżsi zmienili moje życie i całkowicie światopogląd.  Z dnia na dzień odwracali się ode mnie, gdzieś po kontach obgadywali moje życie, zachowanie to co mówiłam.  Próbowałam się za każdym razem doszukać swojego błędu. Doszłam do jednego wniosku, że bycie sobą jest totalną klapą i lepiej jest przybrać maskę kogoś innego i po prostu grać. Grać kogoś kim się nie jest.

               
                Miałam chłopaka którego kochałam nad życie. Robiłam dla niego dosłownie wszystko od sprzątania w pokoju i zmieniania pościeli do pisania prac maturalnych, a potem nawet na studia. Łudziłam się, że  on naprawdę mnie kocha i moją prawdziwą osobowość, a on zamiast tego wbił mi powoli ostre sztylety wokoło serca, by finalnie trafić i w życiodajną pompę. Pękło mi serce gdy gdzieś w parkowej alejce dostrzegłam ‘byłą’ najlepszą przyjaciółkę oraz Miłosza czule wymieniających uprzejmości. Czułam się jak ryba pozbawiona wody. Uczucie to przeszywało mnie od stop po czubek głowy. Bolała mnie dusza która rozrywała się na miliony kawałków, niemy krzyk wydobywał się z moich ust, a drżenie rąk stało się wszechobecne.  Nie potrafiłam dalej tak żyć.  Przez moją głowę przewijały się różne myśli, przypływały wspomnienia które mnie zabijały tliły nadzieję na jutro.  Wtedy uznałam, że ważne jest tu i teraz. Bez zbędnych ceregieli i gierek. Ważna byłam ja to jak się czuje.  Wróciłam do mieszkania, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Wykonałam jeden telefon.  I tym zmieniłam swoje życie.
               


                Mieszkanie tutaj, we Włoszech odmieniło moje życie.  Minęły już dwa lata, od tamtego momentu nie wróciłam do Polski. Spaliłam za sobą wszelkie mosty. Uznałam, że po prostu nie warto się pchać tam gdzie Cię nie chcą. Tu czułam się chciana, lubiana.  Może to zbyt dosadnie powiedziane, bo nie miałam przyjaciół. Mieszkałam z ciotką która starała mnie samej przypomnieć starą  Matyldę jednak wydarzenia które miały miejsce w moim życiu zmieniły i mnie samą. Nie potrafiłam dalej być taką jak kiedyś. Zmieniłam się w zamkniętą w sobie dziewczynę bez marzeń, perspektyw.  Uśmiech nie pojawiał się na mojej twarzy zbyt często, a nawet jeśli się on pojawiał był znikomy lub sztuczny. Moja dusza była poczwarką, nie chciała przemienić się w okazałego motyla. Nie teraz.  Jestem monotonną dziewczyną chodzącą do pracy i znów do domu.   Byłam sobą. Inną lecz nadal sobą.





_____________

Nie wiem czy to był dobry pomysł. 
Czuje zadowolenie. Satysfakcje.
Jesteście?
Będziecie ?

Zapraszam do zakładki 'śledzący miłostki'

Anka.

6 komentarzy:

  1. Ludzie są podli. A może Matylda po prostu nie trafiła na prawdziwych przyjaciół? Myślę ze tak wlasnie moze byc, bo podobno prawdziwi przyjaciele tak się nie zachowują.
    Zastanawiał się czy wyjazd do Włoch faktycznie był dobry. Z jednej strony nie musi się męczyć z falszywymi przyjaciółmi, ale z drugiej nie jest szczęśliwa.
    Mimo braku kilku przecinkow, na prawdę miło mi się czytalo.:-) czekam na kolejny, pozdrawiam serdecznie i zapraszamy do siebie :-)
    http://ona-nie-jest-mna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Siostra to jest taka piękne i ciekawe czekam na Kurek time :D Kocham, Twa siostra. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ludzie potrafią zranić, doszczętnie... Trzeba uważać komu się ufa , a w tych czasach to wszystko nie jest takie proste...
    Ciekawe co takiego wydarzyło się we Włoszech ...
    Całuję, Twoja Eve

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, to był dobry pomysł.
    Miłosz, to dupek.
    Matylda nie wiem jeszcze jak, ale pewnie spotka Bartka i czekam na tą chwilę! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ok, podejście numer dwa.
    Jeszcze raz się skasuje i się obrażę na bloggera.
    W każdym razie....
    Nie jestem zaskoczona co do jakości. Kolejna niesamowita historia Twojego autorstwa się szykuje. I w dodatku jak zawsze życiowa. Pozostaje czekać na wejście Bartka i wniesienie do jej świata szczęścia i uśmiechu, tym razem tego prawdziwego.

    Nawet gdybym chciała się do czegoś przyczepić, to i tak nie mam do czego. Literówki czy pojedyncze braki przecinków to szczegół, kogo to obchodzi. Liczy się wartość, a ta jest niesamowita. Piszesz idealnie i już nie mogę się doczekać kolejnych Twoich rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Byłam sobą. Inną lecz nadal sobą." - bo człowiek ma wiele twarzy, a najważniejsze to odkryć tą, z którą czujemy się najpewniej.
    ;)

    OdpowiedzUsuń