poniedziałek, 18 stycznia 2016

Nie znam miłości, ale jutro może być inaczej.




Nie znam miłości, ale jutro może być inaczej.


Co to znaczy znać drugiego człowieka ? Czy to wiedza jaki owoc lubi, a może jakiej muzyki słucha ?  Raczej nie - znać drugiego człowieka to coś więcej to przede wszystkim wiedza jakich słów użyć by doprowadzić do łez, jakiego dotyku użyć by odebrać cząstkę cierpienia. Matyldo czy Ty miałaś taką osobę ? Osobę która znała Cię lepiej niż Ty sama? Owszem, Twoja ciotka Bogna znała Cię na wylot. Zastępowała Ci matkę, ojca później nawet przyjaciółki. 

-Dziecko, przestań  się ciągle zadręczać. To co robisz nie jest dobre dla nikogo uwierz mi. To nie jest fair nawet w stosunku do tego chłopaka-  mówi świdrując Cię bacznie zielonymi oczyma.  Nie wiesz w jaki sposób dowiedziała się o Bartku, pewnie od Stefana którego pragniesz zgładzić bardzo powoli.
-Ciociu, a czy życie było dla mnie kiedykolwiek fair ? 

-Och Matyldzia, nie możesz być taką egoistką. Przestań dźwigać ten ciężar, wyrzuć go z kieszeni,  a przede wszystkim wyrzuć go z serca. Podnieś głowę do góry. Kochaj. Czuj.Śmiej się. Żyj. I przede wszystkim wróć do tego - w tej chwili Twoje serce przez chwili zamiera.  Przymykasz oczy i widzisz siebie robiącą piruety z taką lekkością, nawet wysoki ze szpagatem nie robiły na Tobie żadnego wrażenia. Pojedyncza łza spływa po Twoim policzku, jednak szybko ją ścierasz. Bierzesz delikatne pointy z rąk ciotki i przytulasz je do swojej twarzy.  Uśmiech wstępuje Ci na twarz. 


 Bałaś się wrócić do baletu, nie robiłaś tego od felernego dnia w którym Bóg zabrał Ci  dziecko.  Po kilku godzinach gdy znów zostałaś sama, zaniosłaś swojego starego boom boxa na dach mieszkania, podłączyłaś pod niego starą MP3 z której po chwili zaczęła rozbrzmiewać melodia . Pośpiesznie zdjęłaś wełniane skarpetki, i dokładnie włożyłaś nowiutkie buty szczelnie je sznurując. Niepewnie stanęłaś na palcach, jednak nie straciłaś równowagi, znów poczułaś się jak ryba w wodzie. Przymykasz powieki i znów zaczęłaś tracić rzeczywistość.  Gdy kręcisz kolejny piruet Twoje kolano nie wytrzymuje i gwałtownie się ugina, a Ty sama upadasz.

Śmiech ogarnia Twoje ciało, śmiejesz się do rozpuku nie wiesz czym jest to spowodowane, bynajmniej kolejnym upadkiem.Wstajesz, zaczynasz tańczyć, jednak taniec ten daleki jest od baletu.  Rozpościerasz ramiona, kręcisz się dookoła własnej osi, włosy opadają na Twoją nieskazitelną twarz. Czujesz się taka lekka, czujesz się taka młoda przypominasz nawet starą siebie.  Dochodzi do Ciebie informacje, że Twoje życie wchodzi na nowy, najwyższy level.

-Witam Panienkę, mogę się przyłączyć do tych pląsów ? - pyta chłopak którego obecnością jesteś zaskoczona, nie wiedziałaś że ktoś patrzy na Twój taniec, dokładnie jego próbę.

-Oczywiście - dodajesz szybko, łapiesz długie ręce siatkarza i ruszasz nimi do taktu. Nie mija kilka chwil i to on obejmuje kontrole nad Waszym tańcem. Jedna nie dokońca pewna figura i lądujesz w rękach niebieskookiego.

-Matylda, ja się chyba w Tobie zakochałem - mówi chłopak uśmiechając się nikle. Spogląda stale na Twoje niebieskie oczy bojąc się Twojej odpowiedzi. Milczysz. Bartek opuszcza wzrok i chce odejść. Łapiesz go szybko za rękę, wspinasz się na szczyty pointów, chcąc być chociaż o milimetr wyższa, delikatnie muskając jego malinowe usta.

-Nie znam miłości, ale jutro może być inaczej- stwierdzasz, słyszysz śmiech siatkarza który bierze Cię w objęcia, kręcąc się dookoła własnej osi. Matyldo od dzisiaj będziesz szczęśliwym człowiekiem.



____
dupa blada.
nie ma was.
wcale się nie dziwie.
zostawcie coś po sobie.

A/

sobota, 24 października 2015

Łap mnie, chroń mnie.





Łap mnie, chroń mnie jak rzeka.





Dewiacje i demony. Każdy je ma w mniejszym lub większym stopniu, ale każdy przysięgam każdy z nas ma jakąś ciemną stronę, drugą twarz. Twoim demonem zdecydowanie były te pojebane wspomnienia szczęśliwej wersji Ciebie. Nikt nie rozumiał, dlaczego z dnia na dzień tak zamknęłaś się w sobie.  Przybierałaś maskę, uśmiechałaś się trochę delikatniej niż zwykle,  nigdy nie widziałaś tak perfekcyjnego sztucznego uśmiechu, byłaś mistrzem. Mistrzem udawania.  Niby ruszyłaś do przodu, niby wszystko było w porządku. No właśnie niby…

               
Kiedyś paliłaś, bardzo dużo paliłaś. Nie mogłaś wytrzymać samotności. Często też gasiłaś niedopałki papierosów na swoich udach, ramionach, torsie. Tak dorobiłaś się dokładnie 34 blizn.  Nie czułaś bólu, czułaś chwile wolności. Odzwyczaiłaś się od tego. Sama. Nie wiesz jak, to było po przyjeździe do Włoch.  Nie wiesz dlaczego, ale nadal nie dopuszczałaś do siebie ludzi. Jedynymi przypadkami, ewenementami był Stefan i Bartek.  Ten drugi zaczął zmieniać Twoje nudne życie. Sprawił, że ten prawdziwy i naturalny uśmiech pojawiał się na Twojej strapionej twarzy.  Przemierzasz na deskorolce kolejne metry zatłoczonego parku, spiesząc się do pracy.

-Stefan, mam prośbę- mówisz, pragnąć zmiany w swoim życiu.

-Bella, do usług ! – krzyczy przeżuwając zielone jabłko. Uciekasz wzrokiem na swoje buty, oglądając je jakby były kolejnym z cudów świata. Zastanawiasz się kolejny raz czy to dobry pomysł.

-Wytatuuj mnie…- mówisz nieśmiało. Wiesz na pewno, chcesz zacząć nowy rozdział w życiu. Chcesz zapomnieć o tych szpetnych tytoniowych bliznach. 

-Matylda jesteś pewna – mówi chłopak prostując się na krześle. Był zaskoczony twoją prośbą, bowiem pomimo tego, że pracowałaś w studiu tatuaży nie miałaś żadnego na sobie. Bałaś się tej igły, bałaś się, że będziesz żałować.

-Tak jestem pewna. Mam na ciele 34 blizny. Nie pytaj stare dzieje. Chciałabym o nich zapomnieć. – po twoim policzku spływa jedna drobna łza którą szybko ścierasz. Siadasz wygodnie na niebieskim fotelu, a Stefan włącza odpowiednie maszyny. Mijają trzy godziny. Chłopak próbował Cię rozśmieszyć, zagadać jednak demon z przeszłości powrócił i nie chciałaś z nikim rozmawiać. Sama w sobie musiałaś to przezwyciężyć, by ruszyć z impetem do przodu.  Wstajesz pewna siebie z siedziska,  mimo że stoisz w samej bieliźnie wreszcie czujesz się dobrze w swoim ciele które zdobią 34 małe gwiazdki w różnych odcieniach.  Na żebrach dostrzegasz mała niespodziankę od Stefana, uśmiechasz się szczerze widząc piękny napis ‘Always Fight’. Podbiegasz do chłopaka i rzucasz mu się na szyję. Nagle słyszysz dzwonek który jest oznaką, że właśnie ktoś zaszczycił was swoją obecnością. Odskakujesz od chłopaka, czujesz się mocno skrępowana przecież stoisz w samej bieliźnie.  Przykrywasz się delikatnie ubraniami które dzierżysz w dłoniach, podnosisz niepewnie wzrok i widzisz jego, widzisz jego oczy który nagle straciły wyrazistość, zaszły mgłą, złością.

-Nie będę Wam przeszkadzał –syczy przez zęby

-Bartek to nie tak – mówisz ale chłopak nie słyszy już Twoich słów z tego względu, że opuścił studio z impetem i widzisz jego szybko oddalającą się postać. Ubierasz się pośpiesznie. Wychodzisz. Po drodze do domu wchodzisz do jakiegoś sklepu kupujesz największą butelkę whisky.  Siadasz na parapecie ze szklanką trunku w ręku i oddajesz się temu co robisz perfekcyjnie. Płaczesz. Przez okno widzisz mieszkanie Bartka. Światła są zgaszone. Wnioskujesz, że nie ma go w domu.  Jest Ci cholernie przykro. Przez ten krótki okres czasu strasznie się do niego przyzwyczaiłaś, do jego perfum, ciągle seksownie zmierzwionych włosów.  Płaczesz niemal zachłystując się własnymi łzami, wstajesz gniewnie poprawiasz za długi sweter i wełniane skarpetki zaciągasz wysoko na łydki. Zakładasz buty i czapkę z daszkiem która ma zasłonić Twój jakże okropny stan.  Idziesz do niego pukasz raz do drzwi, cisza. Drugi raz i znów odpowiada Ci cisza. Zrezygnowana z butelką whisky siadasz na schodkach. Nie wiesz ile czasu minęło ale nagle słyszysz, że ktoś wchodzi po schodach. 

-Co tutaj robisz? –pyta oschle.

-Bartek, bo to naprawdę nie tak jak myślisz. Stefan to tylko mój przyjaciel. Bo on mi tylko pomaga zapomnieć o przeszłości – mówisz lekko sepleniąc, alkohol wyraźnie na Ciebie wpłynął.

-Wejdź – mówi otwierając przede mną drzwi. – porozmawiamy w środku. Opowiadasz mu wszystko. Opowiadasz o swoich przeżyciach w Polsce, o Błażeju, o przyjaciółce, o poronieniu. Tak.. o poronieniu. O depresji. O bliznach, o swoich demonach. Wstajesz niepewnie, bo między wami zapadła niezręczna cisza.

-Pójdę już – mówisz całkiem trzeźwo. Barek pociąga Cię za rękę, siadasz bezwładnie na jego kolanach. Jego długie ramiona oplatają Twoją drobną sylwetkę. Delikatnie całuje Cię we włosy. Łzy skapują po Twoich mocno zaczerwienionych policzkach. 

-Jestem Ci winien przeprosiny – patrzy na Ciebie skruszonym wzrokiem

-A Ty na mnie czekaj, cierpliwy bądź i łap mnie, i chroń mnie jak rzeka, bądź mi lekiem. Trwaj przy mnie


-Już mi to kiedyś mówiłaś, malutka- mówi głaszcząc kciukiem po Twoich spierzchniętych ustach na których po kwili lądują jego. 




_______
I jak ? Może być. Proszę piszcie coś, komentujcie, bo ja naprawdę nie wiem co Wam siedzi w glowach po przeczytaniu tego, a bardzo chce wiedzieć.


Anka 

niedziela, 11 października 2015

Bądź mi lekiem.




Bądź mi lekiem. I trwaj przy mnie. 







Ludzie nie są tacy jacy by mogli się wydawać. Przewrotny los kieruje nasze ścieżki w bardzo zawiły sposób. Szczęście przez bardzo krótką chwile idzie w parze z miłością i spełnieniem. Wiecie dlaczego ? Otóż niestety, życie to nie bajka w której występują same kolorowe barwy, bowiem odcienie szarości, brązów i przede wszystkim ona, matka koszmarów – czerń. Koszmary, senne dramaty przychodziły do Ciebie bardzo często, czasami kilka razy budziłaś się w nocy, a czasami nie pojawiały się przez tygodnie by wracać z zatrważającą siła. Nie wiesz co było źródłem tego, że zapierające dech w piersiach demony nie dały Ci po prostu żyć.  Dziwił Cię fakt, że nachodziły Cię, maltretowały do utraty sił ale nigdy, przenigdy nie pozwoliły byś ostatecznie wyzionęła ducha.


Nie lubiłaś wracać do przeszłości, bardzo rzadko to robiłaś.  Ciągłe wspomnienia, sprawiały Ci ból. Ktoś kiedyś powiedział, że czas leczy rany – tak nie było w Twoim przypadku. Mogłabyś  przysiądź, że czas potęgował owe rany. Sądziłaś, że sama sobie z tym poradzisz, nigdy nie opowiadałaś  nikomu o swoich problemach. Z rozgadanej wiecznie śmiejącej się dziewczyny stałaś się zupełnie nikim. Jeszcze na początku tyle o ile Ci to przeszkadzało, każdy kolejny dzień sprawiał, że kształtowałaś się Ty- nowa Matylda.  


Mija kolejna godzina którą spędziłaś na zimnym marmurowym parapecie jedząc ulubiony budyń malinowy.  Czas dla Ciebie stanął, prawie zapomniałaś o tym, że za piętnaście minut powinnaś się zjawić w studiu tatuażu w którym obecnie pracowałaś jako wizażystka i   okazjonalnie robiłaś tatuaże.  Tak naprawdę bałaś się tatuowania, bałaś się efektu Twojej pracy, bałaś się, że namalujesz komuś swoje piętno.

-Stefan – krzyczysz – przepraszam bardzo, nie spóźnię się już nigdy więcej I promes – dodajesz szybko

-Taa, Mati kogo Ty oszukujesz, chyba samą siebie- dodaje podnosząc głowę od pięknej długonogiej dziewczyny której tatuował jakiegoś standardowego ptaszka. Nie rozumiesz fascynacji tych dziewczyn ptaszkami, łapkami kota lub podobno ważnymi mottami życiowymi. Według Ciebie tatuaż to jakieś przesłanie, coś ważnego, coś co pomaga nam pamiętać, coś co motywuje do walki. Wracając do Stefana, był to jedyny mężczyzna którego akceptowałaś takim jakim jest, pomimo wad miał mnóstwo zalet, które sprawiały, że uwielbiałaś tego mężczyznę w każdym calu.   Podziwiałaś siebie i chłopaka za upór i determinacje, bowiem dwójka Polaków z jakiegoś wypierdowa otworzyła swój biznes w kraju beznadziejnych makaroniarzy.  Byłaś pod wrażeniem tego, że nie byliście na zasiłku, a spełnialiście swoje marzenia będąc we Włoszech, bo przecież wasz kraj ojczysty was nienawidził równie mocno co i wy jego. Stefi był wysokim facetem z burzą kruczoczarnych dredów i kujonkami na nosie.  Podczas gdy umawiasz kolejną buntowniczą dziewczynę na makijaż dzwonek który wisi nad drzwi salonu porusza się i przez portal wchodzi nie kto inny jak Twój wczorajszy  dachowy rozmówca.

-Dzień dobry – mówi płynnie po angielsku. – Halo czy jest tutaj ktoś – nagle udajesz, ze coś Ci spadło. Nie masz ani chęci, ani ochoty by rozmawiać z Bartkiem. Nagle słyszysz siarczyste ‘ja pierdole’

-Nie pierdol tak bo rodziny powiększysz – kwitujesz podchodząc do chłopaka, który momentalnie robi się czerwony jak suszony, obrzydliwy pomidor.

-Są sposoby…

-Dobra, dobra nie bądź taki mądry. Słucham w czym mogę Ci pomóc ?- i tak po chwili żarliwej dyskusji i kilku napadach śmiechu siedzisz i tatuujesz Bartkowi wilka na przedramieniu. Chociaż chwile wcześniej upierałaś się, że sto razy lepiej zrobi to Stefan.

-Matylda? –pyta nieśmiało- Czy dałabyś się umówić na kolacje ? Dzisiaj ? – nieruchomiejesz. Nie wiesz co powiedzieć. Bardzo bałaś się kontaktów z mężczyznami, ale uznałaś, że nie masz nic do stracenia. Twoja intuicja, która umarła dawno temu podpowiadała Ci, że to nie będzie zwykła znajomość.

-Dałabym – mówisz z delikatnym uśmiechem. Zakładasz małą czarną sukienkę i beżowe szpilki w lekki czubek. Usta poprawiasz czerwoną szminką, ręką przeczesujesz kręcone włosy. Jesteś gotowa.  O równej 20.00 słyszysz dzwonek do drzwi, które momentalnie otwierasz. Czułaś się dziwnie tak wystrojona. Najchętniej obróciłabyś się na pięcie i poszła przebrać w wygodny dres.  Przed Tobą stoi wysoki chłopak, ubrany w modne beżowe spodnie i idealnie skrojoną różową koszule. Woń jego perfum dopływa do Twoich nozdrzy i delikatny dreszcz przepływa po Twoim ciele.

- Wyglądasz przepięknie. Chodźmy- mówi wyciągając do Ciebie rękę którą chwytasz. Jest ogromna, ciepła. Czujesz się bezpiecznie.  Kolacja przepływa w wyśmienitej atmosferze, czujesz się szczęśliwa.  Dawno nie uśmiechałaś się, aż tak długo. Bartek opowiadał Ci wiele historii i tych z siatkarskiego parkietu ale i tych o piszczących nastolatkach czy jego wpadkach.

-Ja miałam dziwną przeszłość-  poważniejesz. – Kiedyś kochałam bardzo mocno pewnego chłopaka. Wszyscy wróżyli nam świetlaną przyszłość. Moi rodzice obstawiali ile będziemy mieć razem dzieci. Pewnego dnia wracając do domu z korepetycji zobaczyłam go z moją najlepszą ponoć przyjaciółką. Mój świat legł w gruzach. Przez wiele dni płakałam i nie wychodziłam z domu.  Zostałam kompletnie sama. Do tej pory śni mi się w koszmarach jego twarz która się śmieje, która ma mnie za nic. Napisałam maturę i przyjechałam do Włoch- mówisz spuszczając wzrok na resztki kaparów. – Nie wracajmy do tego więcej, proszę. Chodźmy do mnie mam deser w lodówce- dodajesz siląc się na resztki uśmiechu.

-Jesteś niesamowita-stwierdza cicho myśląc, że nie słyszysz. Nie komentujesz tego.  Gdy jesteście już w Twoim mieszkaniu podajesz świeżą panna cotte którą Bartek się zachwyca i je dwie porcje deseru.

-Mogę się co Ciebie przytulić ? – pytasz nieśmiało. Chłopak momentalnie bierze Cię w ramiona. Czujesz się niesamowicie. Jego perfumy otaczają Cię całą, słyszysz miarowe bicie serca, które jest przeciwieństwem Twojego które teraz bije jak oszalałe.  Jest ciepły,  natomiast Ty cała drżysz i nie wiesz jaki jest tego powód.

-Jesteś strasznie uzależniająca, mała- mówi w Twoje włosy.

-Wiem, że znam miłości prawie. Lecz jutro może być inaczej. Może czas da coś mi. A Ty na mnie czekaj.


_______________________

Wróciłam, tęskniłyście? Czy to jest dobre ? Czy warto to pisać ? Publikować.

Pooozdrawiam Was, Anka. 

sobota, 28 lutego 2015

Cierpliwy bądź.




Cierpliwa bądź.



                Smutek jest jak ciemność, która rozprzestrzenia się po świecie tworząc  noc. Przerażającą, brutalną noc. Pełną bólu, tajemnic, nieporadności. Gdzieś tam gubię się nadal w swoim świecie nie umiem normalnie egzystować, stałam się odizolowaną jednostką. Siedzę skulona na dachu mojego bloku do uszu wciśnięte mam słuchawki z których płyną najpiękniejsze melodie. Stawiam na murku parujące jeszcze kakao, wstaje lekko naciągając szary sweter na chuderlawe nogi. Staje na krawędzi dachu, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę, drugą natomiast wodzę bo pustej przestrzeni. Nie czuje lęku,  wiedząc, że gdybym straciła równowagę uderzyłabym z impetem na betonowy chodnik.  Prostuje ręce, uśmiech wkrada się na moją twarz. Nie wiem ile tak stoję, minutę czy pół godziny.  Nagle ktoś łapie mnie w pół, upadamy razem na plecy.

-Czyś Ty do cholery zgłupiał- mówię po włosku, gdy tylko łapie grunt pod nogami.

-Przepraszam Panią, ale mieszkam w bloku naprzeciwko i zobaczyłem Panią.  Dlaczego taka piękna dziewczyna  chciała się zabić ? Czemu Pani chciała to zrobić ?- odpowiada delikatnie, jakby był speszony. Na pewno był nieśmiały widać było po jego oczach. Błękitnych. Pięknych. Głębokich.

-Romantyk pierdolony- dodaje cicho po polsku- Nie chciałam się zabić co też Pan mówi. Chciałam być wolna przez chwile.- kwituje już po włosku.

-Tylko nie pierdolony dobra- odpowiada śmiejąc się w głos. Czuje, że cała się rumienie. Fala gorąca zalewa mnie od koniuszków palców, aż po czubek głowy.

-Przepraszam, Matylda jestem. – mówię- Musze już iść.- szybko zawijam się z dachu udając się do drzwi.

-Bartek- łapie mnie za rękę.- Nic nie musisz. Masz czas. Wiem to. Porozmawiamy sobie. Coś Cię gryzie.- stwierdza. Kolejny typ który chce mi pomóc. Ale ja pomocy nie potrzebuje czy wszyscy nie mogą dać mi świętego spokoju. Chce żyć sama, gdy żyłam z innymi czułam się jak niepotrzebny śmieć. Ludzie to egoiści myślą tylko o swoim tyłku. O swojej roli raniąc innych ludzi.

-Nie potrzebuje pomocy- mówię podnosząc ton. Kim on do cholery jest żeby bawić się w psychologa.

-Potrzebujesz-kwituje. Ulegam. Ulegam jego oczom, które świdrują każdy element mojej strapionej twarzy. Pozbawionej blasku. Bladej. Popękane krwinki które zdobią moje policzki, ani wielkie wory pod oczami na pewno nie dodały mi uroku.

-Co chcesz wiedzieć ?

- Czemu każdej nocy siedzisz tu i płaczesz ?

-Jeszcze nie zdążyłam się calutka naprawić, jeszcze nie umiem być sobą, muszę się jeszcze kilka razy wywalić. Ale mam już dosyć upadania. Dosyć cierpienia.  – Nasza rozmowa miała trwać chwilę, lecz zmieniła się w długie godziny. Chłopak milczał, a ja otworzyłam się przed nim jak  przed nikim innym. Sprawił, że czułam się lepiej. Z wyrozumiałością wycierał moje łzy rogiem błękitnej koszuli. 


        Po kilku godzinnej rozmowie. Bartek przytula się do mnie mocno. Jakby świat zaraz miał się rozpaść. Cieszyłam się, że nie ustąpił, że  odkrywał małymi kawałkami starą Matyldę, chodź odeszła ona razem z Miłoszem.


-Spotkamy się jutro ?- pyta z nadzieją w głosie.

-Ty na mnie czekaj, cierpliwy bądź i łap mnie. Chroń mnie jak nikt inny. Bądź mi lekiem i trwaj przy mnie. – dodaje i wchodzę do swojego mieszkania. 




_____
Jestem. Cieszę się, 

Jak Wam się to podoba.
Mam nadzieje, ze tak.

Wszystkiego dobrego dla Was.
I pamiętajcie, nigdy nie płaczcie - nie warto.
Ludzie to skurwysyny


Anka :*

sobota, 7 lutego 2015

Tu i teraz.

               
             
              Moim przekleństwem jest jeden fakt – moja egzystencja na świecie  nie znosi żadnej określonej czy nawet nie, hierarchii. Stale miewam wrażenie, że czas płynie bardzo wolno, a ja stoję w nieodgadnionym miejscu otoczona czarnymi twarzami. Mój świat nie ma kolorów jest wszechobecna monotonia.  Wspomnienia.  Dla jednych ważny aspekt życia powodujący, że chęci do życia których niewątpliwie brakuje odnajdują się. Jeśli chodzi o mnie wspomnienia są gwoździem do dębowej trumny. Moja dusza była uzależniona od duszy drugiego człowieka, a dokładnie rzecz biorąc byłam, a nawet jestem uzależniona od tego jak postrzegają mnie inni.


                Kiedyś, całkiem niedawno postrzegano mnie jako dusze towarzystwa. Wiecznie uśmiechniętą, młodą dziewczynę która tonami pochłaniała bezpestkowe winogrona. Byłam roztrzepaną Matyldą. Zodiakalnym strzelcem. Grudniowym dzieckiem zimy.  Moje życie z dnia na dzień zaczęło cichnąć.  Lubiłam żyć ciągle w biegu, od spotkania do spotkania. Od imprezy do imprezy. Myślałam, że otaczam się w kręgu przyjaciół którzy będą stać za mną murem i oddadzą za mnie życie. Okazało się, że właśnie Ci najbliżsi zmienili moje życie i całkowicie światopogląd.  Z dnia na dzień odwracali się ode mnie, gdzieś po kontach obgadywali moje życie, zachowanie to co mówiłam.  Próbowałam się za każdym razem doszukać swojego błędu. Doszłam do jednego wniosku, że bycie sobą jest totalną klapą i lepiej jest przybrać maskę kogoś innego i po prostu grać. Grać kogoś kim się nie jest.

               
                Miałam chłopaka którego kochałam nad życie. Robiłam dla niego dosłownie wszystko od sprzątania w pokoju i zmieniania pościeli do pisania prac maturalnych, a potem nawet na studia. Łudziłam się, że  on naprawdę mnie kocha i moją prawdziwą osobowość, a on zamiast tego wbił mi powoli ostre sztylety wokoło serca, by finalnie trafić i w życiodajną pompę. Pękło mi serce gdy gdzieś w parkowej alejce dostrzegłam ‘byłą’ najlepszą przyjaciółkę oraz Miłosza czule wymieniających uprzejmości. Czułam się jak ryba pozbawiona wody. Uczucie to przeszywało mnie od stop po czubek głowy. Bolała mnie dusza która rozrywała się na miliony kawałków, niemy krzyk wydobywał się z moich ust, a drżenie rąk stało się wszechobecne.  Nie potrafiłam dalej tak żyć.  Przez moją głowę przewijały się różne myśli, przypływały wspomnienia które mnie zabijały tliły nadzieję na jutro.  Wtedy uznałam, że ważne jest tu i teraz. Bez zbędnych ceregieli i gierek. Ważna byłam ja to jak się czuje.  Wróciłam do mieszkania, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Wykonałam jeden telefon.  I tym zmieniłam swoje życie.
               


                Mieszkanie tutaj, we Włoszech odmieniło moje życie.  Minęły już dwa lata, od tamtego momentu nie wróciłam do Polski. Spaliłam za sobą wszelkie mosty. Uznałam, że po prostu nie warto się pchać tam gdzie Cię nie chcą. Tu czułam się chciana, lubiana.  Może to zbyt dosadnie powiedziane, bo nie miałam przyjaciół. Mieszkałam z ciotką która starała mnie samej przypomnieć starą  Matyldę jednak wydarzenia które miały miejsce w moim życiu zmieniły i mnie samą. Nie potrafiłam dalej być taką jak kiedyś. Zmieniłam się w zamkniętą w sobie dziewczynę bez marzeń, perspektyw.  Uśmiech nie pojawiał się na mojej twarzy zbyt często, a nawet jeśli się on pojawiał był znikomy lub sztuczny. Moja dusza była poczwarką, nie chciała przemienić się w okazałego motyla. Nie teraz.  Jestem monotonną dziewczyną chodzącą do pracy i znów do domu.   Byłam sobą. Inną lecz nadal sobą.





_____________

Nie wiem czy to był dobry pomysł. 
Czuje zadowolenie. Satysfakcje.
Jesteście?
Będziecie ?

Zapraszam do zakładki 'śledzący miłostki'

Anka.

poniedziałek, 2 lutego 2015


Miał być koniec.
Czytając kolejne rozdziały Gombrowiczowskiego 'Ferdydurke' natchnęło mnie na coś krótkiego.
Mam nadzieje, że będziecie.

START : Już w najbliższą sobotę.

Pozdrawiam A.